Można powiedzieć, że ten dzień już od rana źle się zapowiadał. Obudziłam
się z katarem i bólem gardła, zwaliłam się ze schodów i starłam kolana.
A gdy przyszła pora na śniadanie? Oczywiście całe żarcie wybyło! Byłam
wściekła, ubrałam się i poszłam na targ.
- Jeden chleb proszę. – Powiedziałam a właściwie warknęłam i spojrzałam
ze wściekłością na sprzedawcę. Ten szybko podał mi nieco sflaczały
bochenek ale jednocześnie jeden z lepszych na tym targu. Wręczyłam mu
pieniądze i już miałam odejść gdy usłyszałam:
- Wracaj. Mój chleb trochę podrożał i chyba wiesz co to znaczy.
Cała czerwona podeszłam do stoiska i dołożyłam jeszcze kilka monet.
Odwróciłam się na pięcie i wściekle tupiąc, poszłam w kierunku domu.
Napaliłam w piecu i zjadłam śniadanie, jeżeli kilka kromek suchego
chleba można uznać za posiłek. Może popołudniu wybiorę się na spacer do
lasu? – Pomyślałam. Jest całkiem niezła pogoda. Przynajmniej tam nie
będzie tylu ludzi co w mieście. Usiadłam w fotelu pod kocem, który
dzisiaj był wyjątkowo szorstki, i poszłam z powrotem spać. Obudził mnie
grzmot. Na zewnątrz rozszalała się burza. Na mojej twarzy pojawił się
wielki grymas. Postanowiłam jednak pójść na ten spacer nie zależnie od
pogody. Wyszłam na zewnątrz, nasunęłam kaptur i podreptałam w kierunku
lasu. Kap, kap, kap. Deszcz. Jakoś dzisiaj bardzo działa mi na nerwy. Im
bliżej byłam lasu tym burza słabła. Gdy znalazłam się na granicy drzew,
z za chmur wyjrzało słońce. Zagłębiłam się w las, szłam, szłam i szłam.
Właściwie bez celu. Było naprawdę spokojnie. Nikt nie gadał, nie żądał
więcej pieniędzy. Po prostu idealnie. Do chwili.
- Ładna dzisiaj pogoda, nieprawdaż?
Podskoczyłam. Ktoś właśnie zeskoczył z drzewa i jakby nic zapytał się o pogodę. Odwróciłam się i wysyczałam:
- Ładną, idealną na rozmowę z tajemniczym nieznajomym, który zeskoczył z
drzewa. – Spiorunowałam go spojrzeniem a ten odsunął się w tył.
- Co ty taka wściekła? Coś się stało? – Zapytał lekko podniesionym głosem.
- Tak. Dzisiejszy dzień się stał!- Krzyknęłam na cały głos. Zobaczyłam
jego nieco przerażoną twarz. Pewnie uznał mnie za jakąś chorą
psychicznie dziewczynę. Wyprostowałam się, wzięłam głęboki wdech i
spokojnie, powoli powiedziałam:
- Słuchaj, przepraszam za wcześniej. Mam dzisiaj kiepski dzień, chciałam
przejść się po lesie w ciszy bez nikogo innego ale napotkałam ciebie
więc wściekłam się jeszcze bardziej. Wiem, zachowałam się jak małe
rozwydrzone dziecko ale naprawdę nie chciałam.- Ładnie przeprosiłam, i
wtedy zapadła niezręczna cisza. Spojrzałam się na nieznajomego a on na
mnie.
- Aha, to może ja pójdę w soją stronę a ty w swoją stronę? – Powiedział zdezorientowany chłopak.
- Nie, nie. To trochę moja wina. Może przejdziemy się razem? Porozmawiamy na spokojnie. – Zaproponowałam.
- Możemy, tylko o czym?
- Nie wiem. Może o tym dlaczego siedziałeś na drzewie. – Powiedziałam niepewnie. – Tylko mam jeszcze pytanie. Jak masz na imię?
- Shirasu, a ty?
- Natsuko. – Uśmiechnęłam się porozumiewawczo. Spojrzeliśmy się na siebie jeszcze raz i poszliśmy w las. Z nów zaczęło kropić.
<Moje opowiadanie tyle wnosi>